Biotechnologia.pl
łączymy wszystkie strony biobiznesu
PiS zahamuje rozwój biotechnologii w Polsce?
19.07.2012

Polska biotechnologia ma się całkiem nieźle. Świadczą o tym osiągnięcia rodzimych naukowców oraz liczne sukcesy biotechnologicznych spółek. Nad całą branżą zbierają się jednak czarne chmury. A to wszystko za sprawą przygotowanego przez Prawo i Sprawiedliwość projektu ustawy o ochronie genomu i embrionu ludzkiego.

Niektóre zastosowania biomedycyny zagrażają wręcz samej egzystencji tworzonych w warunkach  laboratoryjnych istot ludzkich. Tymczasem nawet najbardziej drastyczne ekscesy biomedyczne, jak arbitralne niszczenie embrionów ludzkich, manipulacje genomem ludzkim, klonowanie czy dokonywanie selekcji i innych praktyk eugenicznych, w braku przepisów prawa w Polsce oraz wyspecjalizowanych instytucji, nie spotykają się z jakąkolwiek reakcją państwa i prawa.” – czytamy w uzasadnieniu do projektu Ustawy o ochronie genomu ludzkiego i embrionu ludzkiego, złożonego 22 czerwca przez grupę posłów Prawa i Sprawiedliwości.

Założeniem ustawy jest – w myśl jej twórców – stworzenie wreszcie jednolitego i jednoznacznego środowiska prawnego dla wszelkich działań biomedycznych oraz badań biotechnologicznych. W praktyce, zdecydowana większość proponowanych przepisów dotyczy przede wszystkim rozmaitych aspektów zapłodnienia pozaustrojowego oraz jego konsekwencji. Większych niespodzianek nie ma, a przedstawione regulacje zgadzają się z głoszonym konsekwentnie od lat stanowiskiem prawicy. Ale to właśnie obszerne zapisy dotyczące głównie In vitro wzbudzają największe kontrowersje oraz olbrzymie zainteresowanie mediów, zaś na głowę posła Jana Dziedziczaka – głównego autora projektu – z różnych stron sypią się gromy.

To jednak, co wydaje się bardzo istotne z punktu widzenia rozwoju polskiej biotechnologii – a wprowadzone jest niejako „tylnymi drzwiami” -  to artykuły 7, 10 i 11 rozdziału drugiego.

W artykule 7 czytamy: „Zakazane są wszelkie ingerencje w genom ludzki powodujące jego dziedziczne zmiany”. O ile zdanie to brzmi na pozór dość niewinnie, o tyle jest bardzo niebezpieczne w odniesieniu do osiągnięć współczesnej biomedycyny. Wyklucza bowiem absolutnie między innymi skuteczne leczenie chorób dziedzicznych. Badania nad modyfikacjami genetycznymi prowadzącymi do całkowitej eliminacji schorzeń przekazywanych z pokolenia na pokolenie wraz z materiałem genetycznym stanowią bardzo ważną i prężnie rozwijającą się gałąź biotechnologii. Tymczasem w myśl proponowanego zapisu biomedycyna będzie mogła wprawdzie wyleczyć daną dolegliwość na poziomie manipulacji genomem, ale wyłącznie u osoby takiemu leczeniu poddanej. A co z dziećmi? Otóż nawet jeśli osiągnięcia nauki pozwolą uchronić je przed odziedziczeniem danej choroby, to nie pozwoli na to polskie prawo. Pytanie tylko, jak ma się to do ochrony życia ludzkiego…?

Wyjątkowo niepokojące są również zapisy zawarte w artykule 10 i 11. Dopuszczają one wprawdzie modyfikacje genomu zarówno do celów leczniczych, jak i naukowych, ale jednocześnie nakładają obowiązek uzyskania zgody Prezesa Urzędu do spraw Biomedycyny, a w przypadku eksperymentów – zgoda ta musi być oparta na opinii wydanej wcześniej przez komisję bioetyczną.

Tu zaczynają się przysłowiowe schody. Rozdział VI projektu ustawy tworzy Polską Radę Bioetyczną. Ma ona być organem opiniodawczo-doradczym przy Prezesie Rady Ministrów. Urząd do spraw Biomedycyny będzie natomiast jej ramieniem administracyjnym. Problematyczny jest jednak zarówno tryb tworzenia składu rady, jak i jej funkcjonowania.

Otóż Rada powoływana ma być przez Premiera na podstawie rekomendacji. W jej skład wchodzić ma 10 osób - 1 zaproponowana przez Prezydenta oraz po jednej zaproponowanej przez Prezesa PAN, Prezesa Polskiej Akademii Umiejętności, Naczelną Radę Lekarską oraz Konferencję Episkopatu Polski i Polską Radę Ekumeniczną. Skąd wywodzić się mają pozostałe 4 osoby – ustawa nie precyzuje, co w prostej linii oznacza tylko tyle, że można się spodziewać tak zwanego „nadania partyjnego”.

Złożony przez grupę poselską Prawa i Sprawiedliwości projekt nadaje Radzie oraz samemu Prezesowi Urzędu do spraw Biomedycyny bardzo szerokie uprawnienia. W praktyce każde badania będą musiały być odgórnie zatwierdzone, zaś same przepisy nie regulują szczegółowo warunków udzielania takiej zgody. Z treści ustawy wynika, że wprawdzie liczyć się będzie opinia komisji bioetycznych, ale te powoływane mają być… na podstawie „doradztwa” Rady. Faktycznie oznacza to, że Rada – a w dużym stopniu jej prawa ręka w postaci Prezesa Urzędu do spraw Biomedycyny – będzie niemal wszechwładna.

W tej chwili projekt ustawy jest na etapie opiniowania przez Biuro Legislacyjne Kancelarii Sejmu oraz sprawdzania zgodności z prawem unijnym w Biurze Analiz Sejmowych. Jeśli jednak ostatecznie wejdzie w życie w niezmienionym kształcie, możemy spodziewać się scenariusza, w którym na porządku dziennym będą sytuacje analogiczne do znanych z pracy Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji.

Bez wątpienia bowiem Polska Rada Bioetyczna będzie tworem czysto politycznym. Warto zwrócić również uwagę na instytucje mające rekomendować członków Rady. Profesor Michał Kleiber – aktualny szef Polskiej Akademii Nauk – był doradcą społecznym Prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Dr Maciej Hamankiewicz – Prezes Naczelnej Rady Lekarskiej – nie kryje swojego negatywnego zdania o rządach Platformy Obywatelskiej. Konferencja Episkopatu Polski oraz Polska Rada Ekumeniczna jest z założenia programowo bliska Prawu i Sprawiedliwości. Oznacza to, że PiS będzie miał w nowotworzonej radzie przynajmniej 4 przedstawicieli.

Co więcej – instytucja ma operować w ramach aż 7-letniej kadencji! Przetrwa zatem bezboleśnie nawet całkowitą zmianę światopoglądową na rządowych stołkach. Przetrwa – bo ustawa dopuszcza odwoływanie jej członków tylko w bardzo ściśle określonych sytuacjach, takich jak uniemożliwiająca pracę choroba, co w konsekwencji nadaje im status niemal nietykalnych.

Równie niepokojące są liczne kary przewidziane przez ustawę w przypadku łamania – świadomego lub nie – jej postanowień. W szczególności dotyczą one oczywiście, tak obszernie potraktowanego, problemu zapłodnienia pozaustrojowego. Jednak także prowadzenie nawet najprostszych badań genetycznych bez pełnej zgody Prezesa Urzędu do spraw Biomedycyny grozi karą pozbawienia wolności.

„Wprowadzenie odpowiedzialności karnej dla lekarzy, którzy prowadzą poradnictwo genetyczne, to najbardziej bestialski pomysł, jaki można sobie wyobrazić”– powiedział poseł Platformy Obywatelskiej Krzysztof Kwiatkowski podczas konferencji prasowej w Sejmie [za RMF24]. Warto podkreślić jednak, że w przypadku wspomnianych wcześniej badań kara sięgać może nawet lat pięciu!

Wygląda zatem na to, że nad polska biotechnologią w tempie ekspresowym zbierają się czarne chmury. Jeśli przygotowana przez Prawo i Sprawiedliwość ustawa wejdzie w życie, to o wszelkich naukowych i medycznych poczynaniach w nawet najmniejszym stopniu związanych z biotechnologią i biomedycyną, decydować będzie całkowicie upolityczniony organ państwowy. O ile regulacje prawne w tej dziedzinie są niewątpliwie potrzebne, to chyba nigdzie na świecie – a przynajmniej w krajach tak zwanej „demokracji zachodniej” – los osiągnięć naukowych w zakresie merytorycznym nie zależy od aktualnego układu sił w rządzie.

Na koniec warto jeszcze zwrócić uwagę na prawdziwą perełkę. Z uzasadnienia ustawy wynika, że genom ludzki traktowany ma być w świetle prawa jako część ciała ludzkiego. Tymczasem już w pierwszy rozdziale pada zdanie: „ciało ludzkie oraz odłączone części ciała ludzkiego nie mogą być przedmiotem praw majątkowych ani źródłem korzyści majątkowej”. Oznacza to w prostej linii niemal całkowitą niemożliwość komercjalizacji akademickich badań naukowych, a tym bardziej – prowadzonych przez polskie spółki biotechnologiczne.

Wszystkich tych, którym los polskiej biomedycyny i biotechnologii jest bliski, zapraszam do zapoznania się z pełną treścią projektu ustawy. Plik w formacie .pdf pobrać można ze strony http://sejm.gov.pl.

 

red. Adam Czajczyk

KOMENTARZE
Newsletter